Doskonale pamiętam uczucia towarzyszące mi na początku przygody z copywritingiem. Można je zamknąć w dwóch zdaniach: „Co ja tu w ogóle robię? Rynek jest wypełniony copywriterami, lepszymi, bardziej doświadczonymi, którzy połykają na śniadanie zlecenia, z którymi ja nawet nie miałabym odwagi się zmierzyć.”
Ostatnio mam przyjemność często rozmawiać z początkującymi copywriterami, którym towarzyszą dokładnie te same problemy, z którymi ja borykałam się kilka lat temu. Nasze owocne dyskusje z reguły sprowadzają się na znany mi tor, którym przewodzą takie hasła jak: „Czy ja się nadaję?” albo „Ja się z pewnością nie nadaję!”.
Cóż, miałam tak samo. Nie wiedziałam, czy się nadaję.
Kilka bardzo osobistych faktów o mnie
Gdybym miała wymienić wady charakteru, które od lat skutecznie utrudniały mi życie, byłyby to nieśmiałość i nadwrażliwość. Z tymi niedoskonałościami trochę się człowiek rodzi, trochę dziedziczy, a trochę pracuje na nie (z asystą otoczenia) w okresie dzieciństwa.
Prywatnie z nieśmiałością dość szybko sobie poradziłam, ponieważ moje świeżo dorosłe życie ułożyło się nad wyraz szczęśliwie. A moja otwarta na świat postawa i duża potrzeba kontaktów towarzyskich ułatwiły mi wypracowanie dość przyzwoitej pewności siebie w relacjach z ludźmi. Z nadwrażliwością, czy nadmierną empatią, niestety się nie wygra, bo to głębiej zakorzenione kwestie – choć opinie psychologów są różne, ja wierzę, że człowiek albo się rodzi wrażliwy, albo nie. Trzeba nauczyć się z tym żyć i starać się otaczać ludźmi, którzy rozumieją, że umierający na ulicy gołąbek może u kogoś wywołać potok łez. 😉
Trudniej z takimi „wybrakowanymi” cechami osobowości wkraczać w świat zawodowy. Gdziekolwiek by się nie zaczęło, człowiekowi wydaje się, że zawsze jest na tej gorszej pozycji. A ludzie to mają takie wielkie oczy i cię zjedzą. W głowie kłębi się milion myśli, które hamują w walce o swoje plany i marzenia zawodowe. Ale z tym również można sobie poradzić, czego jestem żywym przykładem. 😉
No i pokonałam swoje słabości
Jeśli człowiek nie żyje po to, by stawiać czoła swoim niedomaganiom, to nie wiem, po co. 😉 Jeśli kogoś hamuje w życiu/pracy nieśmiałość doskonale mnie rozumie.
Czasami jestem na siebie trochę zła, że niegdyś moje niefortunne cechy osobowości dawały mi podstawy, by tak surowo oceniać siebie i swoje możliwości. Ale też szczęśliwa, bo miałam na tyle siły, że umiałam nad nimi zapanować, co przełożyło się na to, że kurde, muszę to przyznać, mam bardzo udane życie. Do czego, z satysfakcją doszłam jakiś czas temu. Nie wyidealizowane, podkoloryzowane instagramowym filtrem, ale takie zwyczajnie spokojne, pełne małych i dużych radości. Takie, które mi odpowiada w 90%, no bo zawsze jednak można coś tam udoskonalić. Na przykład zrzucić w końcu te 15 kg. Nie wiem, jak długo utrzyma się ten stan, ale póki moja rodzina jest syta, zdrowa i bezpieczna, przyznaję, że nie mam żadnych poważnych problemów. I nie ukrywam, że w dużym stopniu przyczyniła się do tego droga zawodowa, którą wybrałam. Czyli freelance.
Dlatego, radzę wam także, nie oceniajcie swoich możliwości zbyt surowo, bo to co dziś wydaje się w karierze copywritera nie do przebrnięcia, z perspektywy czasu przeradza się w błahostki.
Doskonale rozumiem początkową niepewność, obawę, czy nawet przerażenie towarzyszące stawianiu pierwszych kroków w copywritingu. Zwłaszcza, jeśli zaczyna się od zera, jako freelancer. Bez wsparcia w postaci słownych kierunkowskazów współpracowników i przełożonego. Bez niczego, zdanym tylko na siebie i swój komputer.
No to może rozprawię się z kilkoma dylematami, które wpływały na opinie i przewidywania na temat tego, czy podołam pracy copywritera. Może u was jest całkiem podobnie.
Nie znam się na copywritingu.
Oczywiście, dziś nie, bo to nie jest umiejętność wrodzona. Copywriter to zawód, jak każdy inny. Zawód, którego trzeba się nauczyć. Można wprawdzie samemu, ale o wiele szybciej i łatwiej jest wtedy, gdy korzysta się z pomocy tych bardziej doświadczonych. Od czego są blogi, kursy internetowe, szkolenia, książki(!)? Copywriting, webriting to „dyscyplina, proces, sztuka” (?), którą rządzą stałe reguły oparte na socjologii, psychologii, dziennikarstwie, publicystce, komunikacji masowej, językoznawstwie itp. Nie ma innej metody na naukę copywritingu, jak praktyka uzupełniania wiedzą teoretyczną. Każdy zaczyna od zera. To co na początku wydaje się trudne, z czasem okazuje się banalne.
Nie potrafię ładnie/fajnie/ciekawie pisać.
To jest problematyczne, ponieważ wierzę, że umiejętności literackie, że tak to ujmę, to są trochę wrodzone. Większość ludzi rodzi się z tzw. lekkim piórem. Ale bez ukierunkowania się na rozwój, to lekkie pióro może szybko przerodzić się w wyuczone wodolejstwo, które nie ma wiele wspólnego z dobrym pisaniem. Prawie żaden talent do swobodnej wypowiedzi, zajmującego pisania nie rozwinie się bez edukacji w tym kierunku. Wyobrażacie sobie, że tacy wyjadacze jak Meryl Streep, Leonardo DiCaprio czy Madonna również latami uczyli się swoich zawodów? Jakie to szczęście dla takich miłośników kina jak ja.
Już w szkole uczymy się, że każdą wypowiedzią pisemną rządzą reguły, które trzeba opanować. Inaczej zbudowany jest list, inaczej hasło reklamowe, tekst na blog, a jeszcze inaczej reklama natywna/artykuł sponsorowany. Do ich pisania nie jest potrzebny nie wiadomo jaki talent, a wiedza i praktyka. Na dobry warsztat pisarski pracuje się latami. No ale konieczne jest pewne zamiłowanie do tworzenia tekstów (które albo się ma, albo nie), chęć doskonalenia się, przyzwoita poprawność językowa. Myślę, że człowiek po prostu czuje, że chciałby się sprawdzić w copywritingu czy innej pisaninie. I to jest dobry punkt wyjścia. A jak wyjdzie? Czas pokaże.
Nie wiem, czy będę dobrym copywriterem.
Nikt tego nie wie. Prawdopodobieństwo, że będziesz dobrym copywriterem, jest niemal takie samo, jak to, że będziesz dobrym lekarzem, aktorem, nauczycielem. Będziesz albo nie będziesz. Jakiś czas temu, dla zabawy, wypełniłam test określający predyspozycje do wykonywania zawodu programisty. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zdałam go wzorowo (przyznaję się: kilka odpowiedzi strzelałam). Najpierw pomyślałam, że to niemożliwe: ja i programowanie? Jakiś żart. Po przemyśleniach doszłam do wniosku, że gdybym się odpowiednio zaangażowała, sporo uczyła, to po prostu byłabym tym programistą. A czy dobrym, to już inna sprawa. 🙂
<No i znów rozentuzjazmowałam się na myśl, że może powinnam poważnie zastanowić się nad zmianą ścieżki zawodowej. ;-)<
Wierzę, że każdy w miarę pracowity człowiek, ze średnim ilorazem inteligencji może zostać copywriterem. To nie jest prestiżowy zawód zarezerwowany dla ludzi o ponadprzeciętnych możliwościach. Co też nie znaczy, że każdy go będzie wykonywał dostatecznie dobrze.
Na copywritingu można tylko dorabiać, bo te ceny…
To prawda, prowadząc karierę copywritera w ślepy zaułek, człowiek nigdy nie będzie w stanie zarobić tyle, by można było się z tego utrzymywać. Dlatego tyle razy już pisałam o tych cennikach, zaniżaniu cen itp. Rozsądne, uczciwe ceny za teksty są w zasadzie głównym filarem powodzenia biznesu copy.
To na pewno jest do niczego.
Spodziewana konfrontacja z krytyką/oceną klientów może budzić obawy. Ale wierzcie mi, nie taki wilk straszny. Po drugiej stronie stoją zwyczajni ludzie, według mnie, bardziej niż mniej przychylni, którzy przecież z jakichś powodów nam zaufali.
W zasadzie do dnia dzisiejszego przed wysłaniem klientowi pracy, myślę, że nie jest dostatecznie dobra, i martwię się, jak zostanie oceniona. Zrobiłam postępy, ponieważ kiedyś myślałam, że wszystko jest zbyt słabe. 😉 A potem okazywało się, że moja praca zdobywała uznanie. Jak przystało na istotę wrażliwą, komplement unosi mnie 5 metrów nad ziemię, a krytyka wbija 10 metrów poniżej poziomu morza. Sądziłam, że nie jestem wystarczająco dobra, kompetentna. Moje obawy były bezpodstawne. Owszem, jak każdemu, i mnie zdarzają się wpadki, trudne zlecenia, prośby o poprawki, klienci, którzy nie wracają. Musiałabym być naprawdę naiwna, gdybym sądziła, że każdy klient będzie mi dawał odpowiedź zwrotną w stylu: „wow, to jest naprawdę doskonałe!” A czasami mam wrażenie, że wielu copy tego właśnie oczekuje. A tu trzeba uniezależnić swoją zawodową satysfakcję od pochwał i krytyk, które raz znaczą wszystko, innym razem nic.
Już nieraz to powtarzałam, nie wiem, czy to ja mam takie szczęście to klientów, czy to to, że nie spotykam ich w realu, wpływa na to, że nie mam na koncie zbyt wielu niefajnych doświadczeń. A może to wynika z tej mojej lepszej cechy charakteru: lubię ludzi, okazuję im zrozumienie i cierpliwość. Byle nie kosztem siebie. Dziś nie uprawiam czarnowidztwa, a co najważniejsze nie traktuję krytyki mojej pracy jak osobisty atak. Podchodzę do tego chłodno i uczciwie. Analizuję i przyznaję rację, lub nie.
Mogą to potwierdzić panowie z Braci Write, którzy pewnego dnia napisali do mnie, że mój szablon strony jest do niczego, i nie zasną, dopóki mi go nie poprawią. 🙂 Tak naprawdę, ujęli to inaczej, po prostu gdzieś wyczytali, że mam problemy stroną, z którymi nie umiem sobie poradzić. Łukasz, Przemek, mam nadzieję, że to czytacie, bo choć prace jeszcze trwają, chciałam publicznie napisać: dzięki!
A tak poza tym, kiedyś sądziłam, że jak zacznę coś skrobać na blogu, to spotka mnie fala krytyki, na którą narzeka tak wielu blogerów. A tu się okazało, że nigdy, ale to nigdy nie spotkałam się z nieprzychylnym mi komentarzem (chyba wszystko przede mną). Wręcz przeciwnie. Co więcej, poznałam sporo fajnych ludzi.
Nie jestem osobą kreatywną.
Jestem więcej niż pewna, że to nieprawda, bo każdy, o ile sobie na to pozwoli, potrafi wykazać się pewną kreatywnością. To nie jest rzadka cecha, a na pewno nadużywana w kontekście wszystkiego co dotyczy biznesu.
Kreatywny pomysł szybko się spali, jeśli nie będzie odpowiednio, przemyślanie, strategicznie i konsekwentnie zrealizowany. U copywritera o wiele bardziej liczą się inne umiejętności, które nabiera się wraz z doświadczeniem. Nigdy w życiu nie myślałam o sobie jako o kimś kreatywnym. Kreatywność postrzegam jako proces, który pozwala stworzyć coś nowego, oryginalnego, zaskakującego. Czasem to przychodzi ot tak, a bywa, że okupowane jest żmudną pracą. Przykładem jest proces tworzenia nazwy dla firmy czy hasła reklamowego. Kilka liter, dwa wyrazy, a powstają w wielkich bólach.
No i wbrew pozorom w pracy copywritera nie ma potrzeby codziennie wymyślać czegoś superinnowacyjnego. W wielu przypadkach to jest praca odtwórcza, na zasadzie „jak tu na nowo wymyślić koło”. Fajne jest to, że większość teorii dotyczących dobrego copywritingu zostało napisanych wiele lat temu i w gruncie rzeczy wiele się tu nie zmienia. Często wystarczy grać na sprawdzonych schematach.
Czy to jest ciężka praca?
Cóż. Praca copywritera daje po głowie na początku, gdy człowiek trochę błądzi jak we mgle. Potem wydaje się zaskakująco lekka, choć długie przesiadywanie przy komputerze odbija się na zdrowiu fizycznym (kręgosłup, wzrok) i psychicznym (uzależnienie od internetu, wycofanie społeczne). Do tego trzeba doliczyć wypalenie zawodowe, z którym prędzej czy później przyjdzie się zmagać.
Inni są lepsi, a konkurencja jest ogromna.
Ustalmy jedną rzecz. Wszyscy copywiterzy, blogerzy, specjaliści od tego czy tamtego, to są zwykli ludzie. Tacy sami jak ja, ty, my, wy. Kiedy zaczynali wcale nie byli lepsi, bo zaczynali od tego samego punktu co każdy, czyli kompletnego zera. Ich jedyną przewagą jest to, że umiejętnie kierowali swoimi karierami, mają doświadczenie, na które uczciwie zapracowali. Które, jak ustaliśmy, nie jest podane na tacy. Bez względu na to, na którym szczeblu w hierarchii się znajdują, na co dzień borykają się z tymi samymi problemami co wszyscy. Chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie jest tak, że innym idzie gładko, a wam nie. Nie dajmy się zwodzić pozorom.
Konkurencja wcale nie jest tak duża, jakby się wydawało. Obserwuję branżę copy i to są od lat wciąż ci sami ludzie. Każdego dnia przychodzą kolejni, ale większość z nich znika z rynku po roku, dwóch, trzech. Wypalają się, wybierają inne ścieżki kariery, działają nieprzemyślanie, przez co nie dają rady utrzymywać się z copywritingu. A teraz wystarczy sobie wyobrazić, ile można zdziałać przez dwa lata, jak daleko zajść i patrzeć z góry na tych nieporadnych, którzy są tam, gdzie my byliśmy na początku. Ale uwaga, kiedy znikną te pierwsze prozaiczne problemy, np. z promocją, zdobywaniem klientów, za niskimi cenami, umiejętnościami, pojawią się kolejne. 😉
A jeśli się nie uda?
To się nie uda. Według danych Amerykanie przekwalifikują się średnio co 5-7 lat. Bardzo podoba mi się taka mentalność ludzi mających świadomość, że zawodu nie wybiera się raz na całe życie. Że jak coś pójdzie nie tak albo zmienią się potrzeby na rynku pracy, w każdej chwili można zmienić pracę. Naszym dziadkom, a często i rodzicom, daleko do takiego stylu życia. Na szczęście my, przedstawiciele najmłodszej klasy pracującej mamy ogrom możliwości i świadomość, że przy odpowiedniej motywacji i sprzyjających okolicznościach możemy zdobyć nowe kwalifikacje i zacząć inne życie zawodowe. W zasadzie zmiany w gospodarce czy rozwój technologii, znikające i pojawiające się zawody, i tak zmuszą wielu Polaków do zmiany przyzwyczajeń w kwestii wyboru jednej ścieżki kariery na całe życie. Dlatego, o ile nie ma się finansowej czy osobistej pętli na szyi, nie widzę przeszkód, by zaryzykować. Zwłaszcza, że pracę copywritera freelancera w dużym stopniu można łączyć z innymi zobowiązaniami zawodowymi.
Copywriter to jest zwyczajna praca, którą wykonuje się jak każdą inną. Raz gorzej, raz lepiej. Nie ma sensu zbytnio analizować, trzeba po prostu zacząć i zobaczyć, czy coś z tego wyjdzie.