Nigdy nie chciałam, żeby mój blog przybrał charakter, w którym to marudzę i narzekam, jaki to los copywriterów jest ciężki, bo ludzie za grosze chcą robić. Bardziej miałam zamysł, że pokazywać, że jednak jakoś da się ciągnąć ten freelance. Plany idą swoją drogą, a życie swoją. Zmieniam styl bloga i od dziś marudzę. Na wszystkich, a zwłaszcza copywriterów.
Otóż, zaledwie kilka dni temu wyceniłam zlecenie polegające na przygotowaniu tekstów na stronę www. Opis firmy, oferta plus optymalizacja pod SEO. Teksty, których długość miała wynosić ok. 5-7 tys. znaków wyceniłam na 700 zł netto. Wiem, że to nie jest jakaś superpromocyjna oferta, ale też nie cena z kosmosu za (optymistycznie zakładając) 2,3 dni pracy po kilka godzin. No przyznajcie sami, że chyba nie jestem odrealniona w swoich oczekiwaniach.
Otrzymałam odpowiedź, że moja oferta kilkukrotnie przebiła wszystkie pozostałe. Nawet najdroższa wycena była prawie 3 razy niższa niż moja, a najtańsza – aż żal pisać. Poczułam się trochę jak naciągaczka, która to zdziera z klientów i ustala absurdalnie wysokie ceny. Klient oczywiście się nie zdecydował i ja go totalnie rozumiem. Kto by chciał płacić 6 razy więcej, gdy może mieć za 6 razy mniej?
O swoje dobro raczej się nie martwię, bo mam klientów, którzy uczciwie płacą. Bardziej martwię się o was, copywriterzy.
Ja rozumiem, że niektórzy dorabiają sobie na boku, mamy wolny rynek i ja nikomu do portfela zaglądać nie będę. Ale czy to musi się odbywać wyzyskiwaniem samego siebie, oferowaniem cen, choć to niemożliwe, niższych niż dumpingowe. To wcale nie powoduje osłabiania konkurencji, a osłabianie całego rynku i działa na niekorzyść wszystkich zainteresowanych – zleceniodawców i wykonawców. Tu nie ma żadnej filozofii, jeśli oczekujemy za pracę 100 zł, otrzymamy 100 zł. Zdaję sobie sprawę, że zawsze trafi się jakiś rodzynek, który wybije się z bardzooo niską ceną, bo zbiera do tego portfolio. Ale czy wy wszyscy nieustannie zbieracie do portfolio? Bo ja np. w końcu chciałabym zarabiać na swojej pracy.
Mogłabym sądzić, że to odosobniona sytuacja, że akurat tak trafiłam, ale nie. To jest nagminne.
Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak można wycenić pracę polegającą na przygotowaniu treści na stronę będącą wizytówką firmy za 100 zł? Nawet jakby ta praca zajęła dwie czy trzy godziny, co jest nie do pomyślenia. Ale załóżmy, że tak jest.
Obliczmy to wszystko
Mamy poniedziałek godzinę 8.00 rano. Klient pyta się o możliwość współpracy. My przedstawiamy ofertę, klient się zgadza. Załatwiamy formalności i przystępujemy do pracy. Wykonujemy zlecenie, klient to akceptuje i jeszcze tego samego dnia przesyła pieniądze na konto. Musi to zrobić jeszcze tego samego dnia, bo z rana zgłasza się już kolejny klient, któremu również przedstawiamy ofertę, on ją akceptuje i działamy. Do wieczora musimy ze wszystkim zdążyć, bo z rana czeka kolejna transakcja. I tak dzień w dzień, 20 dni w miesiącu.
Załóżmy, że nie jesteśmy rozrzutni, na koniec miesiąca zbiera nam się 2 tysiaczki i jest ok. Jest naprawdę ok, pod warunkiem, że codziennie mamy nowego klienta, który nam codziennie płaci i nie mamy żadnych kosztów z tytułu prowadzenia działalności. Czy to jest możliwe? Pytanie z tych, na które nie trzeba udzielać odpowiedzi.
Nawet jak zaczynamy, to z rozsądkiem
Ktoś powie, ok, ale ty masz jakieś tam portfolio, doświadczenie, a każdy jakoś tam zacząć musi. I ja to rozumiem. 200 zł za tekst? 6 lat temu brałam 100 razy mniej. Ale. To były teksty, gdzie wystarczyło napisać: „Joanna Szymańska to świetny copywriter Szczecin. Joanna Szymańska ze Szczecina to bardzo dobry copywriter, dlatego wejdź na jej stronę i zamów u niej teksty”.
Nie miałam doświadczenia, brałam jak leci zlecenia na teksty, które o ile były unikalne dla Google, były dobre. Nikt nie wnikał, czy miały jakiś większy sens. Nie przyszło mi do głowy, by bez doświadczenia od razu porywać się na głęboką wodą i proponować tworzenie ofert handlowych czy strategii. Gdy zaczęły pojawiać się lepsze propozycje, szybko poszłam po rozum do głowy i zmieniłam politykę cenową. Druga sprawa, że 6 lat temu życie wyglądało i kosztowało trochę inaczej i wtedy za 2 zł, to ja kupiłam prawie całą kostkę masła. Dziś nie kupię nawet połowy, a na ćwiartki to się jednak nie opłaca.
Serio, musimy doprowadzać do sytuacji, w której umysłowa praca copywritera jest tak dramatycznie nisko ceniona? 100 zł to nie jest szczególnie niska cena, jeśli w grę wchodziłby jakiś tekst informacyjny czy krótki wpis na bloga. Ale treść na główną stronę firmy?
Niektórzy nie pamiętają, ale w czasach precli 2 zł/1000 zzs było standardem, copy brali z pocałowaniem ręki. To już wtedy był absurd, ale na szczęście przyszły lepsze czasy, gdzie precle zaczęły odchodzić do lamusa. Cieszyliśmy się, że stawki 10 zł/1000 zaczęły być uważane za niskie, bo wymagania klientów się zwiększyły. Wtedy wydawało mi się, że hurra, w końcu internetowi copywriterzy będą mieli coś do powiedzenia, bo skoro jakość nabrała znaczenia, to i ci lepsi wykonawcy będą nadawali tempa, a ci mniej lepsi, ich gonili. Jakością i cenami, oczywiście. Mój optymizm był przedwczesny.
Historia zatoczyła koło i dziś 10 zł jest „standardem” dla tekstów trudniejszych, wymagających nie samej poprawności i fajnego stylu, ale pogłębionego researchu, najlepiej jeszcze badań i analiz. A takie zlecenie to i tak tylko dla „specjalistów z danej branży”.🙄 My w ogóle nie idziemy do przodu.
10 zł dziś i 10 zł pięć lat temu, to zupełnie inne 10 zł. Wynagrodzenia poszły w górę, ceny poszły w górę. No ale copywriterzy to widocznie mają gdzieś, bo wszyscy wyprowadzili się do Nepalu, gdzie butelka wody kosztuje 30 gr. Jeśli tak to spoko, nie czepiam się.
Na koniec przedstawiam odpowiedź zleceniodawcy, który został publicznie objechany za to, że proponuje niskie stawki za teksty:
O tym właśnie mówię. Sami to sobie robimy.