Uff, jak to dobrze, że to już koniec 2018 roku!
Mój znajomy, leczący się z depresji, opowiedział mi (nie)śmieszne zdarzenie. Udał się do terapeutki w wiadomym celu, a ona po krótkiej rozmowie powiedziała, że nie jest w stanie mu pomóc, bo się wypaliła zawodowo. Padło oczywiste pytanie: dlaczego w takim razie przyjmuje pacjentów? Bo musi z czegoś żyć.
Można krytykować tę terapeutkę za nieprofesjonalną postawę, ale ja ją tak totalnie rozumiem!
2018 rok upłynął mi pod hasłem „bólu istnienia”. Tak to określił mój brat, z którym podzieliłam się swoimi przemyśleniami.
Wszystko zaczęło już w 2017 roku, ale w 2018 przybrało na sile. To był taki pracowstręt. Miałam napisać kilka prostych zdań. Dosłownie coś w stylu „Ala ma kota”. I nie byłam w stanie ich sklecić. Potrafiłam spędzić przed komputerem 5 godzin i nic. Pustka w głowie. W pracy kreatywnej to dość normalny stan. Czasem zwyczajnie brakuje weny. Nic strasznego, jeśli to trwa dzień, dwa, tydzień. A u mnie troszkę się przedłużyło i trwało okrągły rok.
Szukałam przyczyny problemu. Nie chodziło o pracę jako taką, bo jednak wciąż ją bardzo lubię i niezmiennie uważam, że tryb pracy zdalnej jest jednym z lepszych, jaki sobie można wymarzyć. Rodzina zdrowa, dzieci kochane i w sumie bezproblemowe. Nie licząc poranków, kiedy mam ochotę wystrzelić je w kosmos.😂 Życie spokojne, czyli takie, jakie sobie cenię najbardziej. Czyli niby wszystko ok, ale nie do końca.
Wtedy przypomniało mi się, że nie bez powodu roku temu opublikowałam, bardzo ważny moim zdaniem, tekst o wypaleniu zawodowym. O matko! Sama to napisałam, a potem popełniłam wszystkie błędy, przed którymi ostrzegałam. Praca w nocy, lipne zlecenia, brak aktywności fizycznej, robienie rzeczy, które nic nie wnoszą do rozwoju zawodowego i nie cieszą.
Z wielkim poczuciem wstydu rozmyślałam o swoim życiu. Ze wstydem, bo ludzie mają tyle „prawdziwych” zmartwień, a ja użalałam się nad sobą, choć obiektywnie patrząc, nie miałam ku temu większych powodów.
Nawet nie mogłam znaleźć konkretnej przyczyny, dlaczego coś mnie gniecie od środka. Przyjmowałam mniej zleceń, a i tak nie mogłam się z nimi uporać. Odbiło się to na moich finansach, ale to nie było moim głównym zmartwieniem. Zaczęło mnie wkurzać, że to na co pracowałam przez ostatnie 7 lat, czyli kontakty z fajnymi klientami, reguralność w zleceniach i w miarę sensowne zarobki z copywritingu, traciłam z miesiąca na miesiąc.
Problem oczywiście tkwił we mnie. Już kiedyś pisałam, że zarówno wadą, jak i zaletą bycia freelancera, jest to, że musi samodzielnie zarządzać swoją aktywnością zawodową. Samodzielnie się motywować, krytykować, chwalić i pilnować. A ja straciłam nad tym kontrolę. Kompletnie się zaniedbałam. Fizycznie, psychicznie i społecznie. Przerażająco niska aktywność fizyczna sprawiła, że dosłownie przez sen przytyłam 20 kg👀, co odbiło się na moim zdrowiu i ogólnym samopoczuciu.
Postanowiłam się w końcu otrząsnąć. Mam to szczęście bycia osobą, która jak się leni, to leni, ale jak potrzeba, to potrafi się zmobilizować do działania. Dlatego 2018 rok poświęciłam głównie samej sobie. Oczywiście to nie przyszło z dnia na dzień. Jak przegapi się moment, w którym dopada cię takie konkretne wypalenie zawodowe, to nie jest tak łatwo wrócić do pełnej równowagi psychicznej.
Głównym celem było szukanie wszelkich okazji do wyjścia z domu, bo to jedna z moich największych bolączek. Konieczność długiego, samotnego przesiadywania przed komputerem postrzegam jako ogromną wadę w pracy copywritera. Z tego bierze się większość problemów, w tym stanów depresyjnych. Zaczęłam się lepiej odżywiać i jeździć na rowerze, co przyniosło miły skutek uboczny, mianowicie 16 kg mniej na wadze. Nie posądźcie mnie o próżność, ale prywatnie to był mój największy sukces w 2018 roku. 😎Jeszcze z jakieś 5-7 kg i zmieszczę się w spodnie, które nosiłam 10 lat temu. Bo od lat trzymam je w szafie, z nadzieją, że kiedyś nadejdzie ten piękny dzień i będę miała taką figurę jak przed urodzeniem dzieci. 😂
Zadałam sobie też pytanie: czy dalej chcę być copywriterką? Serio, to bardzo ważne, by od czasu do czasu robić bilans zysków i strat dotyczący pracy zawodowej. Wiele naszych problemów bierze się z tego, że nienawidzimy tego, co robimy. Choć widzę wiele wad w mojej pracy, to bilans na szczęście wciąż wychodzi na plus. Do pracy zmotywowała mnie ogromna liczba wiadomości od osób, które zaglądają na mój blog. Wielu z was, pisało, że tak bardzo się ze mną zgadza w różnych kwestiach. To bardzo cieszy.
Sporego kopa dostałam też od zleceniodawców, którzy w zeszłym roku zgłaszali więcej zastrzeżeń niż kiedykolwiek. Głównie w temacie terminowości. Mogę tylko dodać, że miałam wielkie szczęście, że w ostatnim czasie współpracowałam z szalenie wyrozumiałymi klientami, których niejednokrotnie zawiodłam, a oni dawali mi drugą szansę. ❤❤
Pod koniec roku wróciłam do pełnej aktywności zawodowej, choć spore zaniedbania w tym zakresie sprawiły, że minie pewnie jeszcze kilka miesięcy, zanim wrócę na stare tory. A zamierzam wrócić.
Także, Kochani, cieszę się, że 2018 się skończył. 🎉🎉🎉🎉 😉