Nieterminowy copywriter. Skąd się bierze?
Poprzedni post

Mogłabym bez mrugnięcia okiem napisać, jaką to rzetelną i terminową copywriterką jestem. Jak to wysyłam zlecenia 2 dni przed terminem. Niestety, ale byłoby to kłamstwo. 😉 Po prostu to jest całkiem normalne i oczywiste, że każdemu zdarzają się różne wpadki, niedopatrzenia czy zawalenia terminów. W każdym zawodzie. Gdy tych wpadek i opóźnień jest dużo i coraz więcej, warto się zastanowić nad przyczynami. Z moich obserwacji i własnych doświadczeń wynika, że nieterminowość copywritera nie musi wynikać z braku kompetencji, czy profesjonalizmu. Oczywiście jako klientka byłabym bardzo zła, gdybym wciąż otrzymywała zlecone teksty po terminie. Nawet gdyby były najlepsze na świecie. Ale chciałabym przedstawić, jak to wygląda po drugiej stronie lustra. 

Dlaczego copywriter wciąż spóźnia się z tekstami?

Kilka najważniejszych przyczyn nieterminowości copywritera:

  1. Za trudne zlecenie;
  2. Brak informacji niezbędnych do wykonania zlecenia;
  3. Brak kontaktu z klientem, wskazówek, briefu itp.;
  4. Brak organizacji czasu, nieumiejętność planowania;
  5. Różne zewnętrzne rozpraszacze, np. małe dziecko, chory pies itp., czyli tzw. życie;
  6. Za duże zlecenie, by je wykonać w terminie;
  7. Zbyt wiele zleceń wykonywanych jednocześnie;
  8. Problemy z dostępem do internetu, awaria sprzętu (i piszę to całkiem serio);
  9. Problemy zdrowotne;
  10. Ogólne zmęczenie, brak koncentracji, wypalenie zawodowe;
  11. Nudne zlecenie :-D.

Na wszystko jest rada, wystarczy zastanowić się, gdzie tkwi problem. Oczywiście klienta nie obchodzi to, czy ktoś jest wypalony, nie potrafi planować pracy, czy może bierze sobie za dużo na głowę. On chce otrzymać to, za co płaci i o ustalonym czasie. 

Czynniki wewnętrzne, zależne od copywritera

W większości przypadków nad terminowością można pracować. U mnie zawalanie terminów wynika/ła ze zbyt dużej liczby przyjmowanych zleceń, odkładania na później oraz ogólnego przemęczenia, wypalenia. Zdarzało się, że sama zgadzałam się na nierealne terminy, których potem nie mogłam dotrzymać. Żeby było śmieszniej, to ja określam, na kiedy dałabym radę wykonać zlecenie. Po pewnym czasie człowiek nabiera doświadczenia i wie, ile czasu potrzeba, by napisać dane teksty. To ułatwia deklaracje. Jednak bywa, że zlecenia są nudne, człowiek na tyle przemęczony i zniechęcony, że wszystko odkłada na później. Gdy przychodzi później, okazuje się, że czasu jest za mało, by nie przekroczyć deadline. 

Myślę, że każdy powinien pracować w miarę stałych, dogodnych dla siebie godzinach. Gdy się pisze z doskoku, raz rano, raz wieczorem, a raz w nocy, traci się rytm dnia i życia. Pojawia się chaos, w którym trudno się odnaleźć. I stąd często także biorą się problemy z dotrzymywaniem terminów u copywriterów. Bo pracują dorywczo, o różnych porach, nierzadko ponad siły, a żaden organizm tego nie lubi. Jak się wprowadza stałe godziny pracy, wszystko zaczyna się układać i ogólnie zwiększa się produktywność. Może to być kilka bloków czasowych w ciągu dnia, co w przypadku pisania jest nawet lepsze. Choć często sama tak robiłam i wciąż robię, to jednak odradzam regularną pracę w godzinach nocnych. W dłuższej perspektywie źle odbija się to na zdrowiu. 

Moim sprawdzonym sposobem na większe zlecenia jest tworzenie planu. Czyli po prostu określam, ile czasu potrzebuję mniej więcej na każdy tekst, mnożę przez liczbę tekstów i daję zapas „w razie W”. Niby takie oczywiste, ale do tego naprawdę trzeba dojść metodą prób i błędów. Warto też mieć na uwadze, że produktywność zmienia się w czasie. Są okresy, kiedy ma się flow, energię i sypie tekstami jak z rękawa. Ale bywają także tygodnie czy miesiące, kiedy energia się wyczerpuje i realizacja każdego zlecenia jest dłuższa niż zazwyczaj. 

Absolutnie nie polecam porównywania się do kogokolwiek. Zdarza się, że klient pisze mi, że inny copywriter może napisać to w jeden dzień, a pani w 10. To nie jest tak, że będę pisała 10 dni, ale tyle maksymalnie potrzebuję, by odesłać wykonaną pracę. Inna sprawa to porównywanie się z copywriterami na forach i grupach, ile znaków pisze się dziennie. Totalna głupota. Trzeba wziąć pod uwagę, że przecież realizuje się różne zlecenia o różnym stopniu trudności i czasochłonności. Poza tym to chyba nie są jakieś wyścigi czy konkursy na najkrótszy czas napisania 1000 znaków. Każdy człowiek może mieć inne tempo pracy, które mieści się w granicach normy, ale też inną sytuację życiową. Na przykład ja aktualnie pracuję w zawodzie, o którym od dawna marzyłam, na pełen etat, dlatego copywriting stał się dla mnie zajęciem dodatkowym. Oczywiste jest, że nie pracuję tak dużo jak kiedyś, w niektórych miesiącach wcale nie realizuję zleceń oprócz tych dla stałych klientów, z którymi współpracuję od lat. Terminy są raczej takie same, ale pracuję znacznie mniej, ponieważ zwyczajnie nie mam na to czasu, ani siły. 

Czynniki zewnętrzne, niezależne od copywritera

Czasami pojawiają się okoliczności, które są poza mocą copywritera. Na przykład choroba własna lub kogoś bliskiego. Przecież to całkiem realne, że komuś padnie komputer, na którym ma zapisane wszystkie swoje prace. To oczywiście zdarzenia losowe, a ja bardziej chciałam się skupić na takiej regularnej nieterminowości, która jest po prostu nieprofesjonalna. 

Obecnie wiele młodych mam szuka sobie zajęcia podczas urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego. Często wybór pada na copywriting, ponieważ prób wejścia do branży jest niski. Ale potem się okazuje, że kobieta urządziła się tak, że jednocześnie ogarnia dom, zajmuje się dzieckiem i jeszcze pracuje. Nie ma pomocy, bo przecież „siedzi w domu”. Oczywiście da się, ale na pewno nie bez wpływu na życie, komfort psychiczny, zdrowie i pracę. Zawsze warto prosić bliskich o pomoc, zamiast robić z siebie herosa. Wprawdzie w naszej kulturze patriarchalizm łagodnieje, jednak podział obowiązków domowych pomiędzy płciami wciąż jest bardzo nierówny. 😉 Nie w każdej rodzinie rzecz jasna. 

Wydaje mi się, że nie ma żadnego wstydu w przyznaniu się klientowi, że zlecenie wymaga jednak więcej czasu i prosi się o przesunięcie terminu. W większości przypadków spóźnienie się z tekstami nie przynosi jakichś specjalnych problemów. Warto jednak pamiętać, że teksty są tylko fragmentem większej całości i opóźnienie może wstrzymać pracę wielu ludzi. np. content menagera, grafika czy drukarza. Wyobraźmy też sobie sytuację, że treści miały zostać opublikowane na stronie sklepu, którego premiera została ogłoszona na dany dzień. Firma odlicza, klienci czekają, a tu guzik. Nie ma tekstów, nie ma sklepu. Albo planowano umieścić je w pliku zleconym do druku (ulotka, plakat, billboard). Z jednej strony to tylko teksty, z drugiej usługa o określonej wartości do wykonania w określonym czasie. 

Na koniec wspomnę tylko, że klienci również miewają nierealne oczekiwania, np. napisanie 1000 opisów produktów w miesiąc. Niektórzy copywriterzy się zgadzają z myślą: aaa, jakoś to będzie, spręże się, ale przynajmniej otrzymam zlecenie. No nie, trzema mierzyć siły na zamiary 🙂 Często problemy wynikają z powodu złej komunikacji z klientem, który np. nie mówi o swoich oczekiwaniach albo wszystko neguje bez konkretnych wskazówek i oczekiwań. Wtedy realizacja się wydłuża, ale winą można obarczyć zleceniodawcę. 

Podsumowując, w walce z notorycznym przekraczaniem deadline’ów mogą pomóc:

  1. Planowanie pracy;
  2. Realne określanie terminów;
  3. Dobra komunikacja z klientem;
  4. Mierzenie sił na zamiary;
  5. Eliminacja/wyciszanie rozpraszaczy, które sprawiają, że wciąż się odkłada realizację na później.

 

Wróć na górę