Czasami dostaję pytania w stylu: jak zdobywać zlecenia jako copywriter? Wiem, że każdy ma swoje wypracowane sposoby. Niektórzy nie wiedzą, jak się do tego zabrać, dlatego chciałam wam przedstawić, skąd ja mam zlecenia.
Strona www
Dziś posiadanie witryny internetowej jest standardem, ale 7 lat temu nie każdy freelancer ją miał. Zrobienie strony www z wizytówką i ofertą było jedną z lepszych decyzji, jaką podjęłam. Ale jeszcze lepszą okazało się publikowanie wpisów na blogu i optymalizowanie ich pod kątem SEO. Wszystko robiłam sama, dlatego przy okazji nauczyłam się ogarniać WordPressa i dowiedziałam, jak w praktyce wykorzystywać SEO copywriting. Efekty przyszły dość szybko i utrzymują się do dziś.
Ok. 85% nowych klientów znajduje mnie dzięki Google. 70% ruchu na mojej stronie pochodzi z organicznych wyszukiwań. Ale klienci zaczęli się u mnie pojawiać dopiero po tym, jak zaczęłam publikować teksty na blogu i dbać o SEO. Na tej podstawie wnioskuję, że opłaca się zainwestować trochę czasu na stworzenie swojej witryny i bloga. Mamy do dyspozycji darmowego WordPressa i darmowe szablony, dlatego koszt własnej strony jest naprawdę niewielki. O tym, od czego zacząć tworzenie strony, pisałam tu i tu.
Social Media
Coraz częściej klienci kontaktują się ze mną za pośrednictwem FB. Kiedyś na Messengerze dostawałam może 1 wiadomość na 6 miesięcy. Obecnie średnio raz w tygodniu pisze do mniej minimum 1 potencjalny klient z zapytaniem o ofertę. Wiele takich wiadomości kończy się realizacją zleceń i miłą współpracą. Może te liczby nie robią wrażenia, ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie jestem zbyt aktywna na FB i nie mam wielu obserwatorów. Możliwe, że to zasługa tego, że mój FP nazywa się Joanna Szymańska — Copywriter. Czyli jak ktoś wpisze w lupce „copywriter”, jest spora szansa, że pojawię się wysoko w wynikach wyszukiwania. Czyli ogólnie warto coś tam działać na fejsie.
Wiem, że mało copywriterów angażuje się w komunikację na FB. Posty pojawiają się raz na pół roku, a fanpejdże świecą pustkami. Trochę wiem, z czego to wynika. Teksty o copywritingu interesują raczej wąskie grono odbiorców — głównie copywriterów. A ci zajmują się swoimi sprawami i nie chce im się po raz enty czytać, o tym, jak ważny jest content albo jak optymalizować teksty pod kątem SEO. Oni to wiedzą. Dlatego trudno ich czymś zainteresować. Zauważyłam, że gdy publikuję coś związanego z moją pracą, moim zdaniem naprawdę praktycznego i wartościowego, nikt tego nie klika, ani nie daje lajków. <smuteczek> A gdy opublikuję swoje zdjęcie (czego nie lubię robić) albo napiszę coś z prywatnego życia, lajki i komentarze sypią się jak z rękawa.
Wniosek jest oczywisty: social media to dawanie rozrywki i nawiązywanie kontaktów z ludźmi, a blog to przekazywanie wiedzy.
Ze względu na to, że Instagram ściąga coraz większy ruch, myślę, że warto być również tam. Żeby zobaczyć efekty na Instagramie, trzeba albo robić świetne zdjęcia i ogarniać hashtagi, albo mieć świetny pomysł na format profilu. Ja akurat kompletnie nie czuję tego medium i nie mam pomysłu, jak go rozwijać. Moja praca jest nudna, życie zwyczajne, dzieci mam piękne i urocze, ale nie chcę ich tam pokazywać, szafa raczej uboga, kupuję 1 torebkę na 2 lata i noszę, aż się zniszczy, nie piję kawy w ładnej filiżance, nie mam hybrydy na paznokciach, nie potrafię robić ładnych zdjęć, a już na pewno nie chce mi się stawiać komputera na łóżku, rozsypywać wokół płatków róż i dodawać hashtagi #ilovemyjob. Robiłam kilka podejść, ale zawsze kończyło się na selfie i tym, że profil stawał się bardziej prywatny niż firmowy. Jednak sam Instagram lubię, szczególnie Instastory i wciąż szukam tam swojego miejsca. Wszystko przede mną.
Klienci z polecenia
Trudno mi określić, ilu klientów jest z polecenia, bo nie zawsze mi o tym mówią. Często piszą do mnie za pośrednictwem formularza na stronie, a potem okazuje się, że trafili tam, bo ktoś dał na mnie namiary. Na ogół polecają mnie osoby z branży, które gdzieś tam mnie widziały w sieci oraz klienci, którzy korzystali z moich usług. Czasami polecają mnie znajomi, ale o tym napiszę za chwilę.
Stali klienci
Jeżeli dba się o klientów, jest się dla nich miłym i wykonuje dobrze robotę, jest duża szansa, że będą wracać i zamawiać więcej tekstów. Utrzymuję relacje z kilkoma stałymi klientami, którzy regularnie lub okresowo zamawiają u mnie teksty. W płaceniu są bardziej terminowi niż ja w realizacji zleceń, chwalą mnie i polecają innym. Czego chcieć więcej? 😉
Useme
Mam konto w tym serwisie, bo za jego pośrednictwem wystawiam faktury VAT. Średnio 1-2 w tygodniu otrzymuję stamtąd wiadomość z propozycją współpracy. Jest też drugie dno. Większość osób, które pisze do mnie przez Useme, nie odzywa się po przesłaniu oferty. Dlatego nie traktuję priorytetowo odpowiadania na wiadomości przychodzące z Useme i zdarza mi się je ignorować.
Płatne reklamy
Raczej z tego nie korzystam, ale wcale nie twierdzę, że to bez sensu. Zdarzyło mi się odpalić reklamy Google Ads i efekt był świetny — natychmiastowy odzew od potencjalnych klientów.
Jeśli chodzi o reklamy w social media, to myślę, że trudniej jest je targetować na klientów zainteresowanych usługą copywritingu. Na ogół copywritera potrzebuje się tu i teraz. Coś na zasadzie makijażu ślubnego — zamawiasz go wtedy, gdy potrzebujesz, a nie dlatego, że akurat wyświetliła się reklama salonu kosmetycznego.
Jeśli już decyduję się płatną reklamę na FB, to raczej wybieram promocję contentu na blogu, czyli sponsoruje konkretne wpisy. Zawężam grupę odbiorców, jak się da i na ogół efekt jest całkiem niezły. Tu bardziej chodzi o zwiększanie widoczności w sieci z nadzieją, że ktoś zobaczy, zainteresuje się, kliknie, polubi i zapamięta na przyszłość. Może zostanie moim czytelnikiem, a może klientem. Świetną opcją jest piksel FB, dzięki któremu można wyświetlać reklamy osobom, które wychodziły na stronę. Podobno, zanim klient podejmie decyzję o zakupie, musi się zetknąć z firmą ok. 3-4 razy.
Jak nie pozyskuję zleceń, choć mogłabym?
Uważam, że jeśli tylko można, to powinno się unikać realizacji zleceń dla rodziny i znajomych. Za bardzo cenię sobie dobre relacje z ludźmi, których lubię. ;-)Wiecie, jak to jest. Gdy obcemu człowiekowi nie spodoba się twoja praca, to może zrobi się zgrzyt, ale potem się rozstajecie i o sobie zapominacie. Gorzej, jak twoja praca nie spodoba się znajomemu lub kuzynie, który pokładał w tobie wielkie nadzieje. Może nie doświadczyłam takiej sytuacji, ale widziałam na własne oczy, jak wieloletni przyjaciele zakończyli dobre relacje, ponieważ nawiązali kontakty biznesowe i coś poszło nie tak. Nigdy nie wiadomo, czy znajomy liczy na jakiś upust, a nawet jak nie liczy, to czy wypada mu go dać tylko ze względu na to, że zdarza się wam w weekendy pić razem wódkę. Dylematy się nie kończą. To nie jest tak, że odmawiam, ale z zasady nie szukam klientów wśród znajomych.
Miałam kiedyś sytuację, że zostałam klientką, powiedzmy bliskiego znajomego. Wszystko poszło nie tak i teoretycznie mogłam się obrazić na wieki. Wydałam nie małe pieniądze, a dostałam totalną lipę. Jednak wiedziałam, że nie zrobił tego specjalnie, był to wypadek przy pracy, że bardzo się starał i chciał, by wszystko poszło jak najlepiej. No ale nie wyszło. Unikał ze mną kontaktu, bo wiedział, że spaprał robotę, dlatego to ja odezwałam się pierwsza i nawet go pocieszałam. Wyraziłam swoją opinię, ale dodałam, że świat się nie kończy i trzeba żyć dalej.
Mam też tak, że niektórzy klienci zostają moimi wirtualnymi znajomymi. Najpierw zlecają mi teksty, a potem przechodzimy na ty i nawiązujemy bliższą znajomość. Jednak zawsze mamy świadomość, że relacja zleceniodawca-wykonawca jest nadrzędna.
Ponadto
Nie zaglądam na Linkedin, choć podobno jest to idealny portal do pozyskiwania zleceń dla freelancerów. Może kiedyś się przekonam. Nie korzystam z portali dla copywriterów, bo jak już nie raz podkreślałam, to samo zło i wyzysk w biały dzień. Nie odpowiadam również na ogłoszenia zamieszczane na różnych portalach i grupach na FB, ponieważ tracę czas, a nigdy nic z tego nie wychodzi.
Wniosek jest taki, że wszyscy klienci, dla których pracuję, sami mnie znajdują. Oczywiście musiało minąć trochę czasu, zanim tak się stało. Kiedyś to ja szukałam klientów, składałam oferty, gdzie tylko się dało, odpowiadałam na ogłoszenia. Bo inaczej się nie da, gdy zaczyna się od zera. Obecnie najważniejsze źródło zleceń to moja strona i blog. W ogóle nie poświęcam czasu na szukanie zleceń, po prostu do skrzynki wpadają mi maile od potencjalnych klientów. Do tego dochodzą stali klienci i jakoś biznes się kręci. 🙂
Podkreślę jeszcze, że w każdej branży obowiązuje inna skala. Sklep z ubraniami, który ma 5 klientów w miesiącu, raczej na siebie nie zarobi. Copywriter ma ograniczony czas i tylko 2 ręce, dlatego 5 zleceń w miesiącu może się okazać aż nadto.
Czy pozyskiwanie zleceń jest trudne? Dziś mogę powiedzieć, że nie. Ale przypominam sobie czasy, kiedy kompletnie nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Kiedy myślałam, że mogę jedynie pisać teksty za 2 zł. Na początku zawsze jest ciężko, a najważniejszą cechą freelancera jest wytrwałość.
Moje początki sięgają roku 2012, a wtedy rynek usług copywriterskich i pracy zdalnej nie był jeszcze tak rozwinięty, jak dziś. „Prawdziwi” copywriterzy pracowali głównie w agencjach stacjonarnych, a ci „fałszywi” pisali posty na forach i precle 0,50 zł sztuka. Sama byłam szczerze zdziwiona, że mogłam pracować w domu i ktoś mi jeszcze za to płacił. Obecnie normą jest, że firmy mają rozproszone zespoły, które pracują zdalnie albo zatrudniają freelancerów. Czyli jednak jest trochę łatwiej. 😉