Umiejętność szybkiego pisania na klawiaturze jest przydatna w niektórych zawodach. A jeszcze bardziej przydatna jest umiejętność bezwzrokowego pisania wszystkimi palcami. Zazdroszczę ludziom, którzy śmigają po klawiaturze, nie patrząc na nią. Zawsze chciałam się tego nauczyć, no ale nigdy nie pociągnęłam tematu i nie nauczyłam. 😉
Czy copywriter musi umieć szybko pisać na klawiaturze?
Tak i nie. Z jednej strony szybkie pisanie na klawiaturze sprawi, że copywriter szybciej uwinie się z robotą. Z drugiej, czy tu na pewno chodzi o szybkość pisania?
Przyznam, że do dziś piszę teksty dwoma palcami i jakoś żyję. Biorąc pod uwagę, że od 7 lat nie robię niczego innego, niż pisanie, jestem strasznie wolna. Jak się postaram i utrzymam tempo, to może wystukam te 200 znaków na minutę. Tylko że ja w głowie tak szybko nie układam zdań i moje tempo pisania zależy od tego, nad czym pracuję. Czyli teoretycznie jestem w stanie pisać dość szybko, ale na ogół nie ma takiej potrzeby, bo nie pisze tekstów na czas.
Szybkie pisanie przydaje się przy tworzeniu tekstów SEO
Kiedyś wolne stukanie w klawiaturę bardzo mi utrudniało pisanie tekstów SEO. Miałam niewyczerpane źródło zleceń, mogłam pisać, ile chcę. Problem polegał na tym, że płacono za każdy znak, a płacono oczywiście marnie. Musiałam się mobilizować i realizować jakąś ustaloną przeze mnie normę. Nie wiem, jak to robiłam, ale potrafiłam dziennie wystukać nawet kilkadziesiąt tysięcy znaków. Sprawdziłam archiwum swoich tekstów i bywały dni, że dziennie pisałam 20-30 tekstów po 2000 znaków. Wielki szacun dla siebie samej! Dziś bym nie dała rady.
Oczywiście była to strasznie ciężka robota. Pamiętam, jak mój dopiero co urodzony syn spał mi na kolanach, a ja dziergałam jakieś bezsensowne teksty do 4 nad ranem. Żadne z moich dzieci tak nie mnie wykańczało, jak właśnie praca SEO copywritera. Szybko zrozumiałam, że pisanie tekstów na akord mija się z celem, dlatego postawiłam sobie cel pisania ambitniejszych treści, za które płacą więcej. Czyli wtedy można pisać wolniej, a zarabiać tyle samo lub więcej. Do dziś piszę teksty SEO, bo to w końcu nie tylko owiane złą sławą „precle” po 2 złote, ale również klasyczne teksty na blogi. I do dziś, zawsze i wszędzie odradzam pisanie tekstów za 2 złote, nawet gdy robi się to na początku pracy copywritera w celu „budowania portfolio”. Zawsze będę uważała, że jest to klasyczny wyzysk naiwnych ludzi. A portfolio z tekstami SEO, to żadne portfolio.
Szybkość pisania a wydajność copywritera
Zauważyłam też, że z biegiem czasu piszę coraz wolniej. Dłużej zastanawiam nad każdym zdaniem. Czasami idzie mi to tak topornie, że zanim stworzę kilka sensownych zdań, mija kilka godzin. Całe szczęście, klienci płacą za efekty, a nie za to, jak szybko piszę na klawiaturze. Dlatego nie zwracam na to uwagi.
Umówmy się, że nie żyjemy w czasach, w których na widok komputera u koleżanki robi się wielkie oczy. Moja 9-letnia córka, miesiącami uparcie mnie przekonywała, że taki sprzęt jak komputer jest jej absolutnie niezbędny do życia. Większość ludzi ma jakieś tam obycie z klawiaturą i pisanie ze względną szybkością nie stanowi dla nich problemu. To absolutnie wystarczy, by zacząć w copywritingu.
Nie sądzę, by podczas rekrutacji na copywritera, ktokolwiek zapytał się, jak szybko pisze teksty. Chyba że mówimy o stanowisku SEO copywritera. Wtedy owszem, z pewnością pojawi się informacja o minimum, które trzeba wyrobić.
Zaznaczę, że szybkość pisania na klawiaturze odgrywa pewną rolę w zarobkach copywritera. Im wolniej się pisze, tym mniej tworzy, czyli mniej zarabia. Nawet gdy rozliczamy się za projekt, to jego stworzenie zajmuje określoną liczbę godzin. Jak skończy się go szybciej, to można mieć więcej wolnego, albo zająć się kolejnym projektem.
Planowanie
Podsumowując, nie uważam, że wolne pisanie na klawiaturze uniemożliwia bycie copywriterem. Gdyż nie chodzi tu o szybkość pisania tekstów, a ich jakość. Pewne tempo trzeba utrzymywać i warto wyznaczać sobie normy i cele. Jest to dość proste, ale przydaje się konsekwencja. Wygląda to mniej więcej tak, że bierzemy na tapetę zlecenia, które mamy do przygotowania, rozkładamy je na czynniki pierwsze i planujemy, ile tekstów lub znaków musimy napisać każdego dnia, by się wyrobić i zarobić na waciki. Wtedy jakoś to idzie lepiej i płynniej, bo wiemy, czy możemy jeszcze przyjmować zlecenia, albo że zawalimy wszystkie terminy.
Akurat w planowaniu i zarządzaniu czasem zawsze byłam na tym samym poziomie co w zarządzaniu finansami — czyli poniżej poziomu. Ale przyznam, że poczyniłam pewne postępy. Poczytałam trochę Panią Swojego Czasu i stosowałam jej porady w praktyce. 😉 Już kilka lat temu kupiłam sobie kalendarz, w którym zapisywałam plan pracy na miesiąc, tydzień i dzień. Potem zgubiłam ten kalendarz i wróciłam do starych nawyków, czyli planowania z dnia na dzień.
Z czasem wpadłam na lepszy pomysł, czyli zainstalowałam sobie aplikację w telefonie, bo jednak telefony rzadziej gubię niż kalendarze. Z tym wiąże się inna przezabawna historia. Wprowadziłam do aplikacji wszystkie zadania, które musiałam wykonać w danym miesiącu. I jakoś tak wyszło, że zapomniałam o tej aplikacji. Jak już mi się przypomniało, to okazało się, że nie zrealizowałam kilku zleceń. Ubaw po pachy. Szczególnie że nikt się nie upomniał.
Obecnie już nie zapominam, że mam aplikację do planowania i korzystam z niej codziennie. Szczerze polecam to rozwiązanie. Chyba nie ma większego znaczenia, jaka to będzie aplikacja, bo wszystkie działają podobnie. Ja akurat mam Any.do.
Jeżeli komuś zależy na szybszym pisaniu na klawiaturze, to musi potrenować i tyle. Kiedy ktoś codziennie zajmuję się pisaniem, naturalną koleją rzeczy jest dojście do wprawy i coraz szybsze pisanie. Nawet dwoma palcami. ;-)